Uwielbiam targi :) Lubię chodzić między straganami, szukać ulubionych odmian jabłek i najpiękniejszych pomidorów, lubię znaleźć sprzedawców, do których wracam co tydzień, bo mają tą fajną, ostrzejszą rzodkiewkę, zielone od nich nie gnije po kilku godzinach od przyniesienia do domu albo są po prostu sympatyczni i miło z nimi zamienić kilka słów. Lubię też targi za lokalność. Na Mazurach w październiku szukam węgierki zwykłej choć, jeśli akurat nie ma, nie pogardzę też dąbrowicką, korzenną czy lepoticą. W Krakowie najchętniej kupuję tę górską, jest wspaniała! Jesienne małopolskie targi uwielbiam też za jesiennego młodego jasia, który na Mazurach pojawia się dopiero po ususzeniu i za wszechobecność rydzów! :)
Choć jeśli chodzi o grzyby to nie jestem wielką miłośniczką, to dla rydzów robię wyjątek. Raz, że jestem w stanie je rozpoznać na tyle, by posiłek był przyjemnością i nie wywoływał nadmiernego dreszczu emocji godnych początkującego hazardzisty, dwa - naprawdę je lubię :) Za tę lekką ostrość i za to, że nawet ugotowane w zupie pozostają chrupiące. Takie grzyby to rozumiem! :)
A ponieważ na sobotnim targu rydzów było zatrzęsienie, to dziś zapraszam na pyszną, jesienną zupę rydzową! Ta zupa to właściwie taki grzybowy rosół, wspaniały, pikantny i o pięknym kolorze. Robi się go w pół godziny, a pracy przy nim tyle co nic :) O ile oczywiście macie zapas bulionu w zamrażarce, ale ten polecam mieć zawsze (albo dobry, ekologiczny bulion w proszku pod ręką, bo nie czarujmy się, nie zawsze mamy czas i ochotę na warzenie wywarów) :)
Zupa z rydzami
Rydze oczyścić, uciąć ogonki, większe kapelusze pokroić. Cebulę pokroić w piórka lub półplasterki. Na maśle zeszklić cebulę, dodać przeciśnięty przez praskę czosnek, rydze, pokrojoną marchewkę, smażyć co jakiś czas mieszając przez ok. 15 min. Zalać bulionem, gotować 15-20 min, doprawić solą i tymiankiem.
Prześlij komentarz
Zapraszam do komentowania!